Ustroń
Zaraz po starcie od razu podjazd, już tradycyjnie. Tym razem, musze o tym jednak wspomnieć że noga kręci się coraz lepiej i jadąc bardzo równo, spokojnie, lekko za progiem, wjechałem na górę w miarę z czołówką. Zjazd … i tu zaczęło się ! Zaczęły latać kamienie, co chwile ktoś stał z boku, ogólnie bardzo przykry widok. Po drodze na końcu zjazdu stoi Mateusz Zoń, praktycznie pewniak do zwycięstwa. Zjechałem niestety jak na 29 cali przystało, czyli w miarę szybko. Jak się okazało na wypłaszczeniu i lekkim podjeździe, jadę na 5 pozycji. Kilka metrów przede mną Lary, kilka sekund z przodu i „na widelcu” pierwsza trójka. Zasyczało w tylnim kole, na tyle mała dziura że ku mojej radości mleczko zadziałało. Zaklejone i jedziemy dalej. Niestety dużo mniejsza ilość powietrza, była już oczywistą sprawą przy spotkaniu z kolejnymi kamieniami. Stało się. Kolejny strzał, opona przecięta na ok 1 cm. Koniec wyścigu. Na piechotę idę na 15 km, gdzie jest bufet …